Modlitwa, czyli ćwiczenie, które nas wzbogaca i leczy
3 grudnia 2015Na samym początku chciałbym zaznaczyć, że nie jestem zbyt religijny…
Z urodzenia jestem katolikiem, choć do kompletu sakramentów brakuje mi ostatniego namaszczenia i kapłaństwa. Właściwie na pewnym etapie swojego życia zrobiłem się antyklerykalnym ateistą, ale na szczęście już mi przeszło. Nie chcę tu rozpisywać się odnośnie Religii w naszym życiu albo raczej Boga (jak pokazują wszystkie religie, każdy ma swoją wizję , jak i ja), a raczej czegoś co one wprowadziły czyli właśnie modlitwę. Oczywiście religie narzuciły nam swoje kanony w stylu ojcze nasz, hare rama czy co tam innego każą powtarzać kapłani różnych religii. Ja po wcześniejszym odrzuceniu dogmatów w moim poszukiwaniu prawdy, boga, sensu, doceniłem motyw modlitwy jako rodzaj swego rodzaju dialogu, po części z sobą samym, ale nie wykluczam czegoś więcej. Modlitwa w moim wykonaniu nie zawiera się w ramach stworzonych przez kogoś formułek, tylko skupia się na introspekcji własnych uczuć, pragnień oraz przede wszystkim uczuciu wdzięczności.
Staram się po prostu codziennie znaleźć chwile (zwykle wieczorem, bądź w nocy), by wyciszyć się wsłuchując w swój oddech i na początku podziękować (losowi, bogu, bądź jakiejś konkretnej osobie lub zdarzeniu) za to co mam, co przeżyłem (zaufajcie mi jeśli się skupić, to zawsze się coś znajdzie nawet, jeśli to jakaś śmieszna mała rzecz), by później skierować swe myśli w przód i sformułować prośbę. Zwykle nie skupiam się na konkretach.
Czasami zajmuje mi to 1 minutę czasami 5. Zacząłem uprawiać te „ćwiczenie” dopiero od niedawna, ale powiem wam, że z każdym dniem nabieram przeświadczenia, że każdy z nas potrzebuje czegoś takiego. Moje modlitwy dały mi większy spokój, ale także zwykle poprawiają mi nastój, a to z kolei przedkłada się na jakość mojego snu.
Mam nadzieję, że wytrwam w swoim „ćwiczeniu” i o to dziś też się pomodlę.
Myślę, że w dzisiejszych czasach otoczeni przez tak wiele bodźców i cały ten nawał informacji szybko i za często dajemy się przytłoczyć i zagłuszyć nasz wewnętrzny głos, którego po prostu zapominamy słuchać. Zbyt często sugerując się informacyjną papką, którą wlewa się w nas z każdej strony. Dlatego przystań, uklęknij, usiądż bądź się połóż albo nawet pospaceruj czy pobiegnij. Powtórz starą formułkę „Ojcze nasz” albo wymyśl nową swoją – nie ważne jak i co, ale spójrz w głąb w siebie codziennie, bo warto, bo każdy z nas jest niepowtarzalną wartością samą w sobie i warto sobie to przypominać, tak jak i to skąd przyszliśmy i dokąd idziemy!
Yśó