Wywiad ze zdobywcą Korony Maratonów Polskich, Karoliną Piskor, zwaną RunnerKą.
2 marca 2016Bieganie ciągle nam w życiu towarzyszy, ja jednak nie umiem jeszcze odnaleźć w tym frajdy, może źle mnie tego uczyli!? Ysiek natomiast widzę, że to lubi. Lubi się męczyć i wywalać siódme poty. Marzy mu się zrobić kiedyś maraton. Wierzę w niego, będę trzymać za niego kciuki! A tymczasem zapraszamy Was na wywiad ze zdobywcą Korony Maratonów Polskich, Karoliną Piskor, zwaną RunnerKą.
Ndd: Jakie były Twoje początki z bieganiem? Czy ktoś Cię może do tego zainspirował, jakaś osoba?
KP: Moje początki z bieganiem były bardzo trudne, najpierw nieśmiało obserwowałam jak koleżanki umawiają się na leśne, poranne bieganie, sama wolałam raczej grupowe zajęcia fitness i ciągle wynajdowałam nowe wymówki by do nich nie dołączyć. Bałam się, że zostanę gdzieś w lesie, że zepsuję im wyjście a raczej wybieganie. W szkole z bieganiem problemu nie miałam, więc o żadnej traumie mowy nie było, po prostu nie lubiłam być kulą u nogi. Gdy w końcu skusiłam się wyjść z dziewczynami, było dokładnie tak jak myślałam, czyli ciężko i to bardzo ciężko ale jednocześnie moja natura uparciucha już gdzieś tam w środku dawała o sobie znać i postanowiłam, że to nie będzie pierwszy i zarazem ostatni raz!
Ndd: Zdobyłaś Koronę Maratonów Polskich. Chcemy Ci pogratulować tego wyczynu! Skąd ten pomysł?
KP: Tutaj kolejny raz podchwyciłam pomysł koleżanki Gosi. Pewnego dnia podczas spotkania biegowego zakomunikowała, że chce zdobyć Koronę. Ogólnie wiedziałam o co chodzi, ale żadnych konkretów. Byłam już po pierwszym maratonie i złapałam bakcyla. Mnie dwa razy namawiać na wariactwo nie trzeba! Bez chwili namysły odparłam, że ja też chcę! I no cóż natura uparciucha wygrała po raz kolejny.
Ndd: Możemy Ci pozazdrościć Twojego samozaparcia! Powiedz nam co trzeba w ogóle zrobić, żeby zdobyć Koronę Maratonów Polskich?
KP: Przebiec pięć konkretnych maratonów w ciągu 24 miesięcy od przebiegnięcia pierwszego z tych pięciu. A tak mentalnie to chyba trzeba mieć trochę wybujałą fantazję, jednocześnie dużo zdrowego rozsądku, bo nie oszukujmy się, nie jest to proste i trzeba to dobrze rozplanować. Moim zdaniem wyzwanie to należy potraktować zadaniowo, absolutnie nie jest to sposób na tak zwane życiówki, jest to raczej sprawdzian silnej woli, woli walki i absolutnie nie można tego robić na siłę! Mamy się tym cieszyć a nie traktować jak obowiązek, bo skoro już zaczęliśmy…..
Ndd: Maratony to nie taka prosta sprawa, jak długo przygotowywałaś się do pierwszego maratonu?
KP: Trudno mi dokładnie określić jak długo się przygotowywałam. Zanim zdecydowałam się na udział w maratonie, miałam już prawie 2500 kilometrów w nogach! Gdy zaczynałam biegać nie wiedziałam, że są organizowane jakieś zawody! Samo przebiegnięcie maratonu nigdy nie było moim głównym celem, ba nawet nie było moim marzeniem. Natomiast od momentu kiedy postanowiłam przebiec ten królewski dystans do samego faktu, minęło około sześciu miesięcy. Moje przygotowania nie były podparte żadnym planem, po prostu wiedziałam, że „swoje wybiegać muszę”! Nie szykowałam się na żaden konkretny czas, chciałam jedynie pobiec równo, bez tak zwanej „ściany” w tempie dla mnie komfortowym. I to mi się udało!
Ndd: A pamiętasz może jaki był Twój czas na pierwszym maratonie?
KP: Oczywiście! 04:30:14 Byłam nieziemsko z siebie zadowolona. Byłam dumna, że udało mi się pobiec równo bez przechodzenia w marsz, choć uważam, że absolutnie nie ma nic złego w maszerowaniu na maratonie. Pamiętajmy, że dla nas amatorów to ma być przyjemność – jakkolwiek abstrakcyjnie to brzmi – a na pewno dobra zabawa!
A jaki był Twój najlepszy czas?
KP: Najlepszy czas osiągnęłam na pierwszym maratonie ze wspomnianej wcześniej królewskiej piątki. Ambicje miałam większe, ale niestety czasami okoliczności nie sprzyjają. Na maratonie w Dębnie zrobiłam moją aktualną życiówkę 04:12:35.
Ndd: Ciekawi nas bardzo jak wyglądało mniej więcej Twoje odżywianie na etapie budowania formy oraz tuż przed startem i po.
KP: Odżywianie to nie jest moja mocna strona niestety. Staram się jeść zdrowo i różnorodnie. Starania nie zawsze mi wychodzą. Nie stosowałam żadnej specjalnej diety. Jeszcze przed bieganiem przerobiłam dietę Dukana i pewne nawyki mi po niej zostały. Staram się jeść dużo białka, warzyw, a makaron jadam głównie razowy. Czasami robię odstępstwa ze względu na dzieci, które wolą „wersję jasną”, a ja nie zawsze mam czas na gotowanie dwóch obiadów. Na kilka dni przed startem zwiększałam nieco spożycie węglowodanów, natomiast w dniu startu najprościej jak się da czyli bułka z nutellą, dżemem lub miodem. A co po starcie? WSZYSTKO! :)
Ndd: A co z uzupełnianiem kalorii, czy podczas pokonywania maratonu trzeba coś jeść?
KP: Absolutnie jest to konieczne! Nie możemy dopuścić do tego by się ledwo na nogach trzymać. I nie chodzi mi tu o ból nóg z powodu biegu, ale o brak siły z powodu głodu. Poza tym, chyba każdy kto biega maraton w okolicach czterech godzin, w pewnym momencie czuje głód i z lubością rzuca się na najbliższy punkt odżywczy! Nie bez powodu one są na trasie! Nie omijajmy ich! Podczas maratonu ja sama dodatkowo stosuję żele energetyczne. Oczywiście najpierw sprawdzam je podczas zwykłego wybiegania, rewolucje żołądkowe to coś czego na pewno nie chcemy przeżywać na trasie! Rozplanujmy sobie kiedy coś zjeść, najlepiej zorientować się wcześniej na których odcinkach trasy ustawione są punkty odżywcze, żele w większość przypadków należy popić, więc o ile nie biegniemy z własnym napojem, to naprawdę radzę zsynchronizowanie wzięcie takie żalu z punktem nawadniania na trasie.
Ndd: Powiedz proszę a jak z tym piciem jest podczas maratonu? Co pić, kiedy i w jakich ilościach?
KP: Podczas maratonu i nie tylko maratonu gdy czujemy, że mamy sucho w gardle, że ciężko zrobić kolejny krok z powodu pragnienia, bez dyskusji powinniśmy się czegoś napić! Nie uzupełnianie płynów podczas wysiłku fizycznego może doprowadzić do odwodnienia, co jest bardzo niebezpieczne! Większość omdleń na biegach spowodowanych jest właśnie nie piciem i nie jedzeniem. Najlepiej cały czas systematycznie uzupełniać płyny by nie dopuścić do uczucie pragnienia. Gdy już tak się stanie, instynktownie rzucimy się na kubek wody i wypijemy duszkiem całość czego nasz żołądek może nie pochwalić niestety! Pamiętajmy, że podczas maratonu cały nasz organizm nie pracuje w normalnym trybie, nie utrudniajmy mu dodatkowo! Pijmy więc tyle by nie czuć pragnienia, jednocześnie nie zalewając żołądka wodą. Natomiast kwestia co pić, to już sprawa indywidualna, je preferuję wodę, inne napoje są dla mnie za słodkie. Najlepiej na kilku wybieganiach poprzedzających start sprawdzić co nam smakuje a co nie i jak nasz organizm reaguje. Na zawodach nie eksperymentujemy.
Ndd: Czy podczas maratonów pomagałaś sobie jakimiś suplementami?
KP: Podczas maratonów nie, ale polecam suplementy witaminowe, wzmacniające w czasie przygotowań. Ja nigdy nic specjalnego nie stosowałam. Owszem próbowałam i miałam zakupione różne miksy witaminowe i wzmacniające stawy, ale zwyczajnie nie pamiętałam o tym, że powinnam coś łyknąć, a tutaj konieczna jest regularność i systematyczność. Ostatecznie rezygnowałam z suplementacji.
Ndd: Jak wyglądała Twoja regeneracja po odbytym maratonie?
KP: Leżenie na kanapie! Żartuję oczywiście, bo niestety moje dzieci nie rozumieją, że mama jest zmęczona i że mogą ją nogi boleć. Ale zasadniczo kilka dni nie robię nic co by mogło mnie zmęczyć. Regeneracja jest bardzo ważna! Ciało nam za to podziękuje! Podczas zdobywania Korony Maratonów Polskich, na odpoczynek za dużo czasu nie miałam. Między maratonem w Dębnie a kolejnym w Krakowie miałam zaledwie tydzień przerwy. Podczas tego tygodnia pobiegłam raz na spotkaniu Night Runners (zawsze biegamy w czwartki) i potraktowałam to jako delikatny rozruch po a jednocześnie przed. Pomiędzy jesiennymi trzema startami miałam za każdym razem dwutygodniowy odstęp. Tutaj również biegałam minimalnie, luźno nie więcej ja 6 kilometrów w tempie dużo wolniejszym niż zwykle, a to jedynie po to by nogi się nie zastały. Ale umówmy się, że po maratonie odpoczywamy tyle na ile mamy ochotę! Zasłużyliśmy na to!
Ndd: Wiemy, że maratony mają swoje limity czasowe, zastanawiamy się nad tym, czy w razie czego podczas maratonu można iść?
KP: Oczywiście, że można „w razie czego”. I nie uważam żeby było w tym coś złego. Oczywiście wszystko zależy od sytuacji. Nie po to decydujemy się PRZEBIEC maraton aby go przejść, ale z drugiej strony zachowajmy zdrowy rozsądek! Jeśli podczas biegu czujemy, że potrzeba nam chwila odpoczynku, że konieczne jest przejście w marsz, to zróbmy to! Nic się strasznego nie stanie, a bieg na siłę może doprowadzić do gorszej sytuacji – kontuzji, zasłabnięcia, zejścia z trasy! A tego byśmy raczej nie chcieli. Moim zdaniem liczy się walka! Liczy się to, że dajesz z siebie wszystko jednocześnie zachowując to minimum rozsądku! Ja właśnie biegam w ten sposób, za każdym razem w głowie mam zapaloną lampkę z informacją MASZ CUDOWNĄ RODZINĘ DO KTÓREJ MUSISZ WRÓCIĆ CAŁA I ZDROWA, EWENTUALNIE OBOLAŁA! Limity czasowe są moim zdaniem lekko przesadzone, ale to wynika z faktu, że teraz każdy (dosłownie) może się zapisać na maraton. Nie pochwalam tego, ale nie mam też prawa oceniać kto może biec a kto nie. Każdy odpowiada za siebie i naprawdę nie musimy być za wszelką cenę bohaterami, którzy ani razu nie przeszli w marsz.
Ndd: Zdobyłaś Koronę, co dalej? Masz już jakiś plany?
KP: Chcę nadal biegać, w tym i maratony oczywiście. Prócz osób, które mi gratulowały (co nadal mnie trochę krępuje), były również osoby, które nie zawsze wprost ale jednak krytykowały mnie, że idę na ilość a nie jakość. No cóż, ja może i poszłam na ilość ale nie umniejszyło to jakości. Udało mi się, nie licząc Dębna bo tam wykręciłam najlepszy czas, za każdym razem poprawiać wynik. Nie zakładałam takiego planu, bo za bardzo świeciłam mi się owa lampka w głowie, ale na trasie mniej więcej w połowie za każdym razem tliła się nadzieję by choć odrobinę pobiec lepiej. Jest to całkowicie naturalne, że chcemy być coraz lepsi, a Ci co mnie znają wiedzą, że ja ambitna bywam bardzo!
A co dalej? Nie, nie ultra i nie góry, za cienka jestem na to! Teraz biegam bardziej dla innych. Pomagam koleżankom przygotować się do półmaratonów, towarzyszę im podczas treningów, staram się motywować. Na wiosnę pobiegnę na Cracovia Maratonie razem z moimi cudownymi biegowymi przyjaciółmi, dla których to będzie debiut. Uwielbiam to uczucie współudziału w czyimś sukcesie! Raz już tego zakosztowałam na Nocnym Wrocław Półmaratonie i radość z dobiegnięcia do mety razem z debiutującą Basią była równie wielka jak podczas własnego startu. Jesienią pobiegnę na swoim podwórku czyli na Silesia Marathonie, gdzie już chciałabym poprawić swoją życiówkę. Tam też debiutowałam, więc tym bardziej chcę tam wrócić! Swoją drogą polecam ten maraton. Nie jest najprostszy ale trasa przebiega przez kilka miast co raczej jest ciekawą odmianą i dość nietypową wycieczką krajoznawczą.
Ndd: Czy w Twoim życiu jest jeszcze jakaś inna aktywność fizyczna oprócz biegania?
KP: Staram się pracować nad sprawnością ogólną. Już powszechnie wiadomo, że nie biega się samymi nogami. Ważny jest silny brzuch, plecy. Silny korpus to podstawa, wie to każdy, kto podczas biegania poczuł, że nie ma siły by trzymać ładną, wyprostowaną postawę. I nie chodzi mi tu o budowanie masy mięśniowej niczym kulturyści. Chodzi o siłę i sprawność ogólną oraz o ćwiczenia izometryczne. Większość ćwiczeń staram się regularnie robić w domu, ale czasami po prostu jestem zmęczona, wracam późno z pracy i brak mi samozaparcia. Nie jestem cyborgiem niestety. Ostatnio postanowiłam wpleść w tygodniowy rozkład zajęcia siłowe typu crossfit. Zaraziłam tą aktywnością nawet swojego męża.
Ndd: Czy jak zaczęłaś z początku biegać, to myślałaś już wtedy o tym, że chcesz biegać też maratony? Niektóre osoby wizualizują sobie w głowie pewne rzeczy i widzą się już z początku swojego działania jako zdobywca swojego celu, też tak miałaś, czy raczej to z czasem samo wyszło? ;)
KP: Jak już wcześniej wspomniałam, nie miałam pojęcia, że ludzie tacy zwykli amatorzy biegają w zawodach. Na pierwsze zawody zapisałam się po półtora roku biegania. Był to bieg na 10 km. Dla mnie to wtedy było wyzwanie, na wiosnę pobiegłam pierwszy półmaraton. O maratonie nie myślałam wcale. Nie był on nigdy moim celem, jedynym moim celem było tak naprawdę zrzucenie zbędnych kilogramów! Ale już po krótkim czasie okazało się, że bieganie jest fajne same w sobie. Chęć pokonywania coraz to większych dystansów przyszła jakoś tak chyba naturalnie. Zaczęłam biegać ze znajomymi, zaczęliśmy organizować wspólne bieganie pod banderą Night Runners (pozdrawiam Maję i Miłosza, którzy byli pomysłodawcami i zwrócili się do mnie o pomoc). I wtedy zaczęły padać różne propozycje i pomysły na bieganie w zawodach, a mnie dwa razy powtarzać nie trzeba! I tak z biegania po lesie w ukryciu by spalić tłuszczyk, przeszłam do biegania dla zabawy i lepszej formy oficjalnie wśród znajomych, zapisując się na różne zawody. Z początków biegania została jedynie chęć spalania tłuszczyku! ;)
Ndd: A czy masz może jakieś sprawdzone sposoby na motywację siebie samej?
KP: Sprawdzonym sposobem jest banalne stanie przed lustrem. Poza tym dobrze znam to uczucie „po” gdy buzia się cieszy, głowę wypełniają endorfiny i jakoś tak na sercu i wątrobie lżej. Myślę, że trzeba po prostu to całe bieganie lubić!
Ndd: Co byś powiedziała osobie, która chce pokonać swój pierwszy maraton?
KP: Powodzenia! A tak poza tym powiedziałabym ( i powiedziałam), że da radę! Nie ważne czy przebiegnie, czy czasem przejdzie w marsz, ważne, że walczy! I co najważniejsze aby słuchał swojego organizmu! Chcesz pić to się napij, chcesz zjeść – zjedz! Chcesz zejść z trasy? O ile to nie jest spowodowane utratą przytomności – TO NIE SCHODŹ! Głowa płata figle i często wydaje się nam, że nie damy rady! DASZ RADĘ! Organizmu słuchaj ale głowy nie zawsze! Gdy będzie Ci ciężko pomyśl dlaczego to robisz! Zadedykuj komuś ten bieg! Ja na debiucie w momentach trudnych (ciężkich nie było na szczęście), myślałam o Tacie. Tak się akurat złożyło, że na tydzień przed, mój Tata po dwóch latach walki z rakiem – odszedł. Mój pierwszy maraton zadedykowałam właśnie Jemu. Wam życzę przyjemniejszych dedykacji! Kolega Jacek połączył przebiegnięcie maratonu z akcją zbiórki pieniędzy w szczytnym celu! Albo po prostu zadedykujcie go sobie i udowodnijcie sobie, że potraficie!
Ale wiecie! SWOJE WYBIEGAĆ TRZEBA! Pamiętajcie o tej lampce z napisem „UWAŻAJ NA SIEBIE”.
Ndd: Bardzo nam przykro z powodu utraty Taty. Takie sytuacje albo nas wzmacniają albo idziemy w inną stronę, jak widać wybiegałaś sobie wtedy dobry czas! Zmieniając trochę temat… widzieliśmy, że prowadzisz również bloga, o czym piszesz?
KP: Tak prowadzę bloga o tematyce biegowej, są to głównie relacje ze startów, luźne przemyślenia. Zaczęło się od pisania dla siebie tak po prostu, ku pamięci! Nadal ma to taką formę. Jeśli jest to moje pisanie dla kogoś motywacją do podjęcia aktywności fizycznej, to cieszy mnie to bardzo! Zakładałam bloga raczej z myślą o motywowaniu samej siebie, teraz myśl, że mogę motywować innych, motywuje mnie! I tak koło się zamyka. Zapraszam też na moją stronę na FB. O ile blog to głównie relacje z zawodów, o tyle na FB piszę na bieżąco co robię, na jakim etapie biegowym jestem i co aktualnie zaprząta mi głowę. Nie ukrywam, że każdy odzew mnie bardzo cieszy bo jak pisałam wcześniej ma tu miejsce zasada lustra, to ludzie motywują mnie i dają mi siłę by brnąć w to dalej! I cieszy mnie niezmiernie, że w tą drogę zabieram ze sobą kogoś jeszcze!
Ndd: Dziękujemy Karolino za wywiad! Mamy nadzieję, że każdy z nas znajdzie tyle samozaparcia i siły w dążeniu do swoich celów.
Karolinę znajdziecie tutaj: