#MyFirst7Jobs, czyli moich 7 pierwszych prac
27 marca 2018Moich 7 pierwszych prac. W tamtym roku trafiłem na taki challenge w Internecie, ale dopiero teraz zdecydowałem się na napisanie tego tekstu. Postanowiłem zafundować sobie i Wam małą wycieczkę w przeszłość z tej okazji.
Moich 7 pierwszych prac
Współcześnie żyjemy w erze rynku pracownika, przynajmniej tak mówią nam portale internetowe opisujące stan faktyczny rynku pracy. Oferty pracy wręcz zalewają Internet. Ja dorastałem jednak w innych warunkach. Oboje moich rodziców przez całe swoje życie pracowało w jednym zakładzie pracy. Nie chcę tu się wypowiadać arbitralnie nad przewagami stałej pracy czy postulować jej zmienności. Myślę, że każdy musi tu sobie sam odpowiedzieć czego tak naprawdę oczekuje od życia i tym bardziej od pracy. Za moich czasów, studia były synonimem lepszego życia i większych możliwości, więc kończąc Technikum Mechaniczno-Elektryczne, mając potężny przykład starszego rodzeństwa (brat polibuda, siostra uniwerek) ten kierunek wydawał mi się oczywisty, co więcej siłą rzeczy wręcz wymagany. Technikum uświadomiło min tylko jedno, że elektrykiem nigdy nie zostanę, albo raczej nie powinienem zostać, dlatego w przypływie buntu i samo zgłębiania wybrałem filozofie na WNS UŚ. I już tam na pierwszym roku spotkałem się z żartem, który wszystkich bardzo śmieszył, a który z czasem okazał się brutalną rzeczywistością, brzmiał on mniej więcej tak: Jakie są wymagania pracodawców? Studia 25 lat i 5 lat doświadczenia w zawodzie. Śmieszne co nie? Zaznaczam, że studiowałem dziennie i oczywiście też mnie to rozbawiło, jednak biorąc pod uwagę możliwości postanowiłem, że może jednak coś w tym jest, więc po pierwszym roku zacząłem się rozglądać. Zaraz, zaraz, wróć. Challenge w założeniu miał się odnosić do pierwszych 7 prac.
Moje CV jest dosyć bogate i myślę, że zasadniczo podam je chronologicznie, jednak może wybiorę te najciekawsze i te w, których zabawiłem najdłużej. Zatem muszę cofnąć się jeszcze do czasu przed studiami. Jak może wiecie, przynajmniej Ci którzy czytali na przykład ten tekst (trofea sportowe) byłem w Martial Art Freak, przynajmniej nim studia do reszty mnie nie zepsuły. Trenowałem zapamiętale, jeździłem na zawody oraz byłem częścią grupy pokazowej. I tak można by powiedzieć, że była to moja pierwsza praca i do tego chyba moja najfajniejsza, a przeliczając na roboczogodzinę najlepiej płatna. Pracowałem z kolegami na zlecenie pewnej agencji modeli i modelek, robiąc pokazy w marketach na Górnym Śląsku i w Warszawie. Poza tym występowaliśmy na dniach Ślesina (wieś niedaleko Konina). Byliśmy czymś w stylu supportu, raz przed występem Brathanków, a innym razem Big Cyc’a. Zaszczyciliśmy dzień sportu Politechniki Śląskiej oraz warsztaty fitness. Największym naszym sukcesem i jednocześnie ostatnim pokazem był występ przed premierą Matrix 2, w kinoteatrze Konin. Pomimo fajności była to jednak dorywcza, choć naprawdę dobrze płatna praca.
Praca z numerem 2, którą podjąłem już w trakcie studiów, w myśl wyjścia naprzeciw wspomnianemu wcześniej „żartowi”, jest praca w kinie w Rudzie Śląskiej. Moja przygoda z kinem rozpoczęła się od targania biletów i zamiatania rozsypanego popcornu, a skończyła na sklejaniu kopii filmowych i obsłudze projektora. Trwała 3-4 lata. Bbył to cudowny okres w moim życiu. Boga za nogi złapałem, studiowałem i miałem kasę oraz żadnych zobowiązań, więc narobiło się wtedy głupot.
Następnie trafiłem z nieba do piekła poznając budowlankę. Przeszedłem kilka firm i zajmowałem się zbrojeniem, murarką, gipsami, itp.
Byłem też operatorem podnośnika teleskopowego na terenie budowy centrum handlowego „Port” w Łodzi. Uznam, że to jedna z prac.
Kolejnym miejscem, gdzie zagrzałem dłużej miejsce, to Zakłady Remontowe Energetyki. Tu poznałem co to praca z metalem, spawaniem i jazdą na suwnicy. Pozwiedzałem też sobie elektrociepłownie.
Następnie przez przypadek pełniłem rolę ochroniarza podczas remontu wiaduktu na A4, po czym płynnie przeszedłem do pracy w magazynie na wózkach widłowych. Jednak obie te prace były typowo na przeczekanie.
Moja kolejna praca, w której spędziłem 5 lat, wiązała się z konstrukcjami stalowymi i zwiedzaniem Europy (zdjęcie powyżej). Gdyby nie rodzina, Ancia i chłopaki, zapewne dalej bym tam pracował, bo była dobrze płatna, no i przy okazji podróżowałem. Nawiasem mówiąc trochę mnie ubawiło, gdy trafiłem kiedyś na You Tube na filmik o nazwie „jak małym kosztem podróżować?” Ba, ja nie tylko podróżowałem, ale mi jeszcze za to płacili, a do tego jak już gdzieś jeździłem, to spędzałem w danym kraju najczęściej cały miesiąc. Miałem sporo okazji do pozwiedzania. Echa tej pracy można jeszcze znaleźć na naszym blogu.
No to mam 7 moich prac. I o ile nie poszedłem drogą rodziców, o tyle wcale tego nie żałuję. Poznałem masę ciekawych ludzi i utwierdziłem się w przekonaniu, że o stratę pracy nie należy się bać, bo pracę zawsze się znajdzie. Poznałem także siebie lepiej i to co chcę robić w życiu. Nauczyłem się dostosowywać i żyć z ludźmi oraz tego, że nie należy się bać zmiany bo ona tylko umożliwia wyklarowanie się nowych lepszych możliwości. Moje doświadczenie nauczyło mnie dystansu, swoistej szerszej perspektywy, którą każdy zyskuje tylko z czasem oraz tolerancji, kompromisu, acz nie konformizmu. Po prostu poznałem życie tymi rękami i tymi oczyma, i to nie z
relacji znajomych czy ekranu komputera. To właśnie polecam wszystkim. Zbierajcie doświadczenia i czerpcie z nich mądrość. Moja droga doprowadziła mnie do pracy, którą teraz wykonuję, a która zdecydowanie jest w czołówce moich ulubionych aktywności zawodowych. Czy ta będzie już ostatnia? Nie wiem i szczerze mówiąc nawet się nad tym nie zastanawiam. Na chwile obecną jest ekstra!