Miesiąc w Finlandii #3
13 października 2014Sama podróż jak czytaliście trwała trzy dni i zajęła mi dwa wpisy (tekst 1, tekst 2)
W końcu jednak dojechaliśmy!
Hotel Peurunka zrobił na nas piorunujące wrażenie! Zwykle jeżdżąc do pracy za granicę nasze lokale były, co by tu nie mówić, niezbyt… a tu 4-gwiazdkowy hotel, jezioro (w końcu to kraj jezior), aquapark, gabinety odnowy, trzy siłownie, bilardy, kręgielnie, wypożyczalnia rowerów a nawet tor curlingu! Cuda na kiju, a do tego my polscy monterzy na dorobku z opaskami dostępu na rękach :) no po prostu lepiej być nie mogło. A jednak! Nasz pokój to nie był zwykły pokój hotelowy, składał się z dwóch dwuosobowych sypialni, salonu, aneksu kuchennego, dwóch toalet, prysznica no i prywatnej sauny fińskiej!
Wokół obiektu rozpościerały się trasy biegowe, trekkingowe i stanowiska do disc golfa (po raz pierwszy takie widziałem na własne oczy, ale jak się okazało w Parku Śląskim też już to weszło) i minigolfa.
Na śniadanie i obiadokolacje był szwedzki albo raczej fiński stół.
Radość i euforia trwały aż do rana.
Sypialiśmy niewiele – podejrzewam że to również dzięki białym nocą, o których już wcześniej wspominałem.
Zaczęliśmy robotę i jak to na wyjazdach od rana do wieczora, także z dobrodziejstw hotelu korzystaliśmy dla zasady, ale i tak z dnia na dzień wszystko nam powszedniało. Już w pierwszy tydzień śniadania się nam przejadły, bo zawsze była owsianka, zimna płyta, parówki, jajka, klopsiki i niestety obrzydliwa jajecznica, która była chyba z jajek w proszku i nie dało się tego jeść. Za to obiadokolacje bodajże nigdy przez cały miesiąc się nie zdublowały.
Sama miejscowość Laukaa to niezła wioska i niestety nie ma w niej niczego szczególnego do zobaczenia. Natomiast sam hotel polecam, ale na pobyt nie dłuższy niż tydzień. Niemniej udało mi się znaleźć urokliwe miejsce w okolicy ok. 5 km od hotelu, gdzie znajdowało się skaliste nabrzeże, nad którym szło odpocząć od ludzi i poskakać ze skał do wody.
W codzienność wkradła się rutyna: śniadanie, robota, obiadokolacja i ewentualnie siłownia, basen, jezioro, sauna no i odnowa to samo.
Jak trafił się wolny dzień to skoczyliśmy do sąsiedniego miasta Jyväskylä, które jest znane z tego, że jest najładniej oświetlonym miastem Finlandii – niestety byłem tam tylko w dzień.
Jyväskylä jest też bazą podczas rajdów w Finlandii i tak się złożyło, że odbywał się właśnie wtedy kiedy zawitałem do tego miasta.
Przy okazji zwiedziłem dopiero co rozkładające się parki maszyn, ale samego Kubicy nie spotkałem – jak się później okazało nie poszło mu najlepiej na tym rajdzie, wygrał jakiś Fin.
Jyväskylä ma spory port śródlądowy i w sumie tyle – nie jest zbyt wielki miastem, obeszliśmy je w jakieś 2 h. Godną polecenia jest wieża widokowa umieszczona w najwyższym miejscu i (duży plus) wejście na nią jest darmoweee – rozciąga się z niej piękna panorama na całe miasto, aż szkoda że nie widziałem tego w nocy!
Zwiedziliśmy także inne miasto Hämeenlinna znane z XVIII-wiecznego zamku i muzeum uzbrojenia, które znajduje się w budynkach nieopodal. Zamek znajduje się (i tu jakże oryginalnie) nad jeziorem – pięknie się komponuje. W samym mieście znajduje się chyba jakiś ich ASP (Akademia Sztuk Pięknych), bo obchodząc zamek i jezioro co róż napotykaliśmy się na kogoś z blokiem albo sztalugami malującymi zamek z różnej perspektywy.
Wracając z powrotem do domu zwiedziliśmy inną część Helsinek, zwiedziłem lotnisko, porty, no a na koniec zahaczyłem o dworzec kolejowy i to właśnie z drugiej jego strony (nie głównej) można znaleźć nieodpłatne miejsca parkingowe.
Na głównym rynku stał potężny dźwig, który umożliwiał od 150 Euro zjedzenie śniadania przy stole zawieszonym 50 m nad ziemią – akurat nie byłem głodny.
Tak na koniec odnośnie Finlandii, będąc tam kilka rzeczy mnie zdziwiło…
Najpierw ceny – porażka! W Helsinkach na straganie ziemniaki młode kosztowały 3,5 Euro. Piwo 0,33 l ponad 2 Euro, a flaszka czegoś mocniejszego od 30 Euro. Najtańsza woda z Lidla – ponad 1 Euro.
Póki co Finlandia to najdroższy kraj w jakim byłem, ale też najspokojniejszy!
Przez cały miesiąc nie słyszałem, żeby ktoś na kogoś krzyknął. Nie zauważyłem żadnych ogrodzeń wokół domów – Finowie po prostu ich chyba nie używają. Psy nie szczekają jak się mija jakiś dom i co jest ciekawe, że nie są do niczego przywiązane – na początku trochę mnie to stresowało.
Byłem tam w lecie, więc naoglądałem się więcej wydziaranych osób niż gdziekolwiek – chyba co czwarty człowiek miał jakiś tatuaż.
O starych amerykańskich samochodach już pisałem.
W radiu leciał hard rock, metal i gotyk.
Po angielsku każdy dogada się tam bez problemu – nie wszyscy mówią w tym języku, ale wszyscy go rozumieją i dzięki Bogu, bo fiński jest całkowicie obcy jak dla mnie.
Nikt się tam nie spieszy.
Co do pracy to straszyli fińskimi bhp-owcami – zupełnie bezpodstawnie. Rozumieją, że robotę trzeba zrobić. Nie są przesadnymi legalistami. Byłem w dwóch zakładach pracy, więc stąd taki mój wniosek.
W każdym publicznym miejscu stoją aparaty do gier hazardowych, tzw. jednoręcy bandyci.
Stacje benzynowe – 90 % samoobsługa.
Papierosy były zasłonięte, więc jak chcesz je kupić to musisz powiedzieć jakie chcesz dokładnie.
Alkohol twardy można kupić tylko w specjalnych sklepach.
Tak to mniej więcej wyglądało, znaczy się mój pobyt w Finlandii. W sumie niezły urlopik – tyle że portfel cięższy a nie lżejszy.